1.11.2014

Zbiorowe zaburzenie umysłowe


Chociaż chciałabym już inaczej, nie mogę oderwać się od zbliżającego się święta. Pożegnałam w zeszłym roku za wiele osób, więc odzywa się we mnie ten lęk, o którym mówiłam. Że za moment przyjdzie kolej na mnie. Co mnie uratuje? Na jakiego konia postawić? Nauka? Religia? A może i jedno i drugie?


Dziesięć lat temu ukazała się książka Sama Harrisa "Koniec wiary". Była ona impulsem, który powołał do życia ruch nowych ateistów. Wraz Richardem Dawkinsem, Christopherem Hitchensem czy Danielem Dennettem Harris bez skrępowania krytykował religię i porównał ją do zbiorowego zaburzenia umysłowego, które "… pozwala skądinąd normalnym ludzkim istotom korzystać z owoców szaleństwa i uważać je za święte...". 

"…Pomyślcie o tych wszystkich dobrych rzeczach, których ludzie jutro nie zrobią na tym świecie, bo wierzą, że ich najpilniejszym zadaniem jest zbudowanie kolejnego kościoła czy meczetu lub wprowadzenie w życie jakiegoś starożytnego obyczaju żywieniowego, lub drukowanie tom za tomem […] na temat obłąkanego sposobu myślenia niedouczonych mężczyzn. Ile godzin ludzkiej pracy zostanie dziś pochłoniętych przez urojonego Boga?…". "… Wiara religijna jest po prostu nieuzasadnionym twierdzeniem w sprawach o fundamentalnym znaczeniu - w szczególności, gdy chodzi o stwierdzenia obiecujące pewne mechanizmy, dzięki którym ludzkie życie może uniknąć niszczącego działania czasu i śmierci…" . Formalna religia zbiera od autora cięgi. Przeciwstawia jej etykę, której podstawą ma być moralność, ale nie moralność dla osiągnięcia zbawienia, ale wewnętrznie ustanowiona przez jednostkę. 

W ostatnim rozdziale swojej książki Harris ukrył jednak niespodziankę. Nie protestuje przeciwko duchowości jednostki i stwierdza, że mistycyzm jest całkowicie racjonalny, w przeciwieństwie do religii. "...Jedyne anioły, które musimy przywoływać, to nasza lepsza natura: rozsądek, uczciwość i miłość. Jedynymi demonami, których powinniśmy się obawiać, są te, które czają się w każdym ludzkim umyśle: niewiedza, nienawiść, chciwość i wiara, która z pewnością jest majstersztykiem diabła..." mówi. Staje więc po stronie mistycyzmu, czemu daje wyraz w swojej najnowszej książce "Waking up". 

Książka, na razie niedostępna w języku polskim, bo świeża, to podręcznik przeżywania duchowości bez religii. Harris, po części poprzez wspomnienia, po części wywiady i badania, próbuje połączyć w swoim opracowaniu duchowość i podwaliny naukowe tej duchowości, mądrość wynikającą z kontemplacji świata, z doświadczanie go i naukę formalną

Instynktownie chyba rozumiem to powiązanie, chociaż nie umiem go objaśnić. Dzwoni mi jednak przekonanie, że religia nie musi zwalczać nauki, ani nauka religii. Te dwie siły przenikają się w nas i wydaje mi się, że rezygnując czy to z duchowości, czy z naukowego podejścia do świata, będziemy niepełni, kulawi. Chęć poznawania jest w nas wpisana, tak samo jak potrzeba wiary czy też duchowości, odcięcie się od tej czy od tej to swego rodzaju brutalna amputacja ważnej części człowieka.

Nie wiem, czy mówię do rzeczy, czy nie. Jest sobota i może nie powinnam zapuszczać się na niebezpieczne wody religijno - naukowe. Są bardzo wzburzone przez profesora Chazana, deklarację wiary czy ostatnią aferę, którą rozpętał profesor Talar, mówiąc, że nie istnieje śmierć pnia mózgu, a narządy do przeszczepów pobierane są od żywych pacjentów. I znów korowody, zmiany przepisów, starcia. Chciałabym, aby się skończyły, bo chyba nie ma o co kruszyć kopii. Przecież wszystkim, i naukowcom, i teologom chodzi o to samo. O dobro człowieka.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz