27.08.2014

Koniec lata

Lato skończyło się nagle, dosłownie na moment weszłam do domu, a gdy wyszłam ponownie, nie było go; spakowało się i oddaliło, bez pożegnania. Co gorsza pakując ze sobą moje rzeczy: ciepły krawężnik, na którym siadam jedząc lody z budki, cień, kontrastujący dobrze ze światłem, oczy aż bolą przy przejściu z jednego do drugiego, a teraz wszędzie jakoś bardziej szaro, przegoniło dzieci z kąpieliska, nie chlapią, żeby zobaczyć tęczę. Pies nie chce wyjść, nie lubi zimna, chowa się za kanapą.

Czy pocieszą mnie jabłka i jeżyny? Raczej nie. Ognisko i pieczonki? Też nie. Astry? Nie. Dzisiaj jest taki dzień, że nie ma pocieszenia.

To przejdzie, docenię kasztany, najwięcej ich przy kortach tenisowych, liście, które rozganiam biegnąc, zupę z dyni i światło, które o tej porze roku najlepiej służy malarzom, staram się zaliczać siebie do tego grona. Poza tym jesienią tradycyjnie rozpoczynam nowe przedsięwzięcia, na pocieszenie po letniej stracie. W tym roku postanowiłam rozpocząć prowadzenie bloga. Jeden z czytelników, obserwujących stronę na facebooku powiedział, że moje wpisy przywołują na jego twarz uśmiech. Lubię być powodem uśmiechu, choć dziś nieco zawodzę. I głównie z tego powodu będę od czasu do czasu dla Was pisać.


Więc na jesień coś nowego. Pozytywnego. Smutek przejdzie, właściwie już go nie ma. Czekam na zamówienia odnośnie treści. Piszcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz