Bardzo się cieszę, że portale przestały straszyć śniegiem. Jak dla mnie zima mogłaby nie istnieć, nie lubię jej, bo w górach dokucza szczególnie. Nie myślmy o tym, zajmijmy się dziś jesienną pracą plastyczną; tutejsza jesień jest – żeby nie szukać wyszukanych porównań – piękna.
Wiele lat temu
wynajmowałam mieszkanie w innym miejscu. Żeby trochę je ożywić, powiesiłam na
ścianach kolaże własnego autorstwa. Kiedy wpadłam tam do znajomej (tak się
złożyło, że wynajęła ten sam lokal) wiele, wiele lat później, one nadal tam
były? I trzymały się całkiem nieźle. Z resztą nieważne ile wytrzyma nasze
dzisiejsze dzieło, ważne, że powstaje. Dla mnie to powstawanie to sedno pracy
twórczej, czynność wytwarzania jakiegoś dobra kultury, czy to większego czy
mniejszego, sama ta czynność jest szczególna, bo ma ścisły związek z artystą,
bez niego nie byłoby aktu tworzenia.
Takimi kolaże jak
tamte robię co roku, przechowuję przez pewien czas, a potem się ich pozbywam.
Podobnie postępuję ze śniegiem: zamrażam kulkę, którą lepię z pierwszego
śniegu, a na wiosnę wyrzucam do zlewu. Puszczam wodę i patrzę jak topnieje – to
mój obrzęd zamiast topienia Marzanny. Tak robiła ze mną moja mama, kiedy byłam
mała.
Do śniegu jak
mówiłam daleko, ale mamy liście. I to one będą nam dzisiaj potrzebne. Poza tym
nożyczki, klej i karton. Sprawa jest banalna i pewnie setki razy wykonywaliście
takie prace w szkole. W jej banalności tkwi siła – taką kompozycję może
przygotować każdy, nawet ten, kto nie czuje się dobrze w rysunku. Poza tym
banał w sztuce to moim zdaniem ważny głos, nie wiem jak to określić, trend to
chyba za wiele? Ucieka się od tego banału, a on jest w mojej opinii wspólnym
mianownikiem dla wielu z nas. Zrozumie go niemal każdy, zadziała na każdego.
Dokładając do tego moje przekonanie, że sztuka nie istnieje bez odbiorcy, banał
ma istotną rolę, ponieważ dociera do wielu odbiorców, na wielu wywrze wpływ.
Może nie nazywajmy tego banałem. Lepsze jest „przekaz pierwotny”. Znowu skręcam
na manowce, muszę się tego oduczyć.
Liście posłużą
nam jako elementy kompozycji o pierwotnym przekazie. Może to być krajobraz,
może to być postać, może to być po prostu zestaw ładnych liści przyklejonych
obok siebie. Tu macie pełną dowolność. Można je ciąć, drzeć na kawałki i
stosować jak mozaikę, można je przewałkować, pomalować na inny kolor, można je
suszyć między kartami słownika, można je ususzyć i pokruszyć, będą jak brokat.
Można korzystać z jagód, które się rozgniata, kwiatów, mchu, igieł.
Układamy
kompozycję na kartce i jeśli jest w porządku, przyklejamy (to wymaga
cierpliwości, bo klej bywa niepokorny). Po zakończeniu obrazek warto wsadzić do
ramki na zdjęcia albo do antyramy. Szyba spowoduje, że liście zachowają kształt
i nie będą się zwijać, ale będą cały czas zmieniać kolor. Taki obrazek możecie
przechować do wiosny, albo i dłużej, jak chcecie. Ale to nie jest istotne,
ważne, że coś zrobiliście i byliście na spacerze po materiały, grzebaliście w
liściach i szukaliście kawałków kory. Oglądaliście je zaciekawieni,
porównywaliście, decydowaliście do czego się nadają. Tym samym cofnęliście się
do czasów dzieciństwa. To jest w tym prostym zadaniu najfajniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz