13.10.2014

Liście lecą z drzew

Bardzo się cieszę, że portale przestały straszyć śniegiem. Jak dla mnie zima mogłaby nie istnieć, nie lubię jej, bo w górach dokucza szczególnie. Nie myślmy o tym, zajmijmy się dziś jesienną pracą plastyczną; tutejsza jesień jest – żeby nie szukać wyszukanych porównań – piękna.  


Wiele lat temu wynajmowałam mieszkanie w innym miejscu. Żeby trochę je ożywić, powiesiłam na ścianach kolaże własnego autorstwa. Kiedy wpadłam tam do znajomej (tak się złożyło, że wynajęła ten sam lokal) wiele, wiele lat później, one nadal tam były? I trzymały się całkiem nieźle. Z resztą nieważne ile wytrzyma nasze dzisiejsze dzieło, ważne, że powstaje. Dla mnie to powstawanie to sedno pracy twórczej, czynność wytwarzania jakiegoś dobra kultury, czy to większego czy mniejszego, sama ta czynność jest szczególna, bo ma ścisły związek z artystą, bez niego nie byłoby aktu tworzenia.  

Takimi kolaże jak tamte robię co roku, przechowuję przez pewien czas, a potem się ich pozbywam. Podobnie postępuję ze śniegiem: zamrażam kulkę, którą lepię z pierwszego śniegu, a na wiosnę wyrzucam do zlewu. Puszczam wodę i patrzę jak topnieje – to mój obrzęd zamiast topienia Marzanny. Tak robiła ze mną moja mama, kiedy byłam mała.

Do śniegu jak mówiłam daleko, ale mamy liście. I to one będą nam dzisiaj potrzebne. Poza tym nożyczki, klej i karton. Sprawa jest banalna i pewnie setki razy wykonywaliście takie prace w szkole. W jej banalności tkwi siła – taką kompozycję może przygotować każdy, nawet ten, kto nie czuje się dobrze w rysunku. Poza tym banał w sztuce to moim zdaniem ważny głos, nie wiem jak to określić, trend to chyba za wiele? Ucieka się od tego banału, a on jest w mojej opinii wspólnym mianownikiem dla wielu z nas. Zrozumie go niemal każdy, zadziała na każdego. Dokładając do tego moje przekonanie, że sztuka nie istnieje bez odbiorcy, banał ma istotną rolę, ponieważ dociera do wielu odbiorców, na wielu wywrze wpływ. Może nie nazywajmy tego banałem. Lepsze jest „przekaz pierwotny”. Znowu skręcam na manowce, muszę się tego oduczyć.  

Liście posłużą nam jako elementy kompozycji o pierwotnym przekazie. Może to być krajobraz, może to być postać, może to być po prostu zestaw ładnych liści przyklejonych obok siebie. Tu macie pełną dowolność. Można je ciąć, drzeć na kawałki i stosować jak mozaikę, można je przewałkować, pomalować na inny kolor, można je suszyć między kartami słownika, można je ususzyć i pokruszyć, będą jak brokat. Można korzystać z jagód, które się rozgniata, kwiatów, mchu, igieł.

Układamy kompozycję na kartce i jeśli jest w porządku, przyklejamy (to wymaga cierpliwości, bo klej bywa niepokorny). Po zakończeniu obrazek warto wsadzić do ramki na zdjęcia albo do antyramy. Szyba spowoduje, że liście zachowają kształt i nie będą się zwijać, ale będą cały czas zmieniać kolor. Taki obrazek możecie przechować do wiosny, albo i dłużej, jak chcecie. Ale to nie jest istotne, ważne, że coś zrobiliście i byliście na spacerze po materiały, grzebaliście w liściach i szukaliście kawałków kory. Oglądaliście je zaciekawieni, porównywaliście, decydowaliście do czego się nadają. Tym samym cofnęliście się do czasów dzieciństwa. To jest w tym prostym zadaniu najfajniejsze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz