3.09.2014

Samotne skakanie po kanapie

Przyszła płyta. Płyta przez duże „p”, zamówiona na niemieckim Amazonie, w Polsce nie do znalezienia, albo źle szukam. Na płycie widzę kawałek szczupłej pani i napis „callanetics”. Do tego obietnica, że po dziesięciu godzinach z callanetics będę wyglądać o dziesięć lat młodziej. Idę w to.

Wkładam płytę do odtwarzacza i przenoszę się w jednej chwili dwadzieścia parę lat wstecz. Właśnie spełnia się moje marzenie, mam wehikuł czasu. I znów mam dwanaście lat, a moja mama nosi jeszcze długie włosy. Splata je w gruby warkocz, a kiedy się nudzimy, pozwala rozplatać i czesać. Wpinać spinki i grzebyki, doczepiać sznury sztucznych perełek. Stroimy ją niczym królową. Ma tyle włosów, że wystarczy dla trzech dziewczynek. Jest nas trzy, ja – najstarsza. Każda dostaje kawałek głowy i dekoruje go, potem każe się przeglądać, powiedzieć, czy jest ładnie.

Mam dwanaście lat i mama mówi, że jest gruba. Nie sądzę, nie tak to widzę. Uważam, że jest ładna, najładniejsza wtedy, gdy nałoży na powieki cienie w odcieniu agatów, przełamana błękitem i szarością zieleń. Teraz nikt się tak nie maluje. Szkoda. Chociaż nie musi za pomocą szczoteczki do zębów tuszuje rzęsy, nieposłusznie zbijają się w kępki, śmieszne, do dziś nie pozwala wyrzucać starych szczoteczek, ale teraz używa ich do szorowania kranów i fug.

Mama uważa, że jest gruba i postanawia schudnąć. Ponieważ ciotka i sąsiadka z góry również deklarują problemy z wagą, wspólnie ustalają dietę, chyba nawet korzystają z pomocy jakiegoś lekarza; daje im tabletki na odchudzanie, jedne z pierwszych dostępnych w Polsce. Niezbyt zdrowe. Nawiasem: do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy, że wygląd może być niestosowny, właściwie nadal uważam, że nie ma większego znaczenia, ale wracajmy do głównego wątku. Dodatkowo mama (później też ciotka oraz sąsiadka) zapisuje się na callanetics. Mówi, że nie potrafi wykonać ani jednego ćwiczenia, bo ma nadwagę. Nie wiem, nie wiem, nie wydaje mi się, ale ona mnie nie słucha. Ani mnie, ani żadnej z moich sióstr.

Mama. Ciotka. Ćwiczą w domu, tarzają po dywanie, śmieją się na głos, czemu kobiety śmieją się dzisiaj tak rzadko? Razem z siostrami skaczę po kanapie, jem dmuchany ryż, wskakuje mi do gardła, ale co tam. Potem otwierają szafę, tę trzydrzwiową, pełną ciekawostek, tu nie wolno grzebać bez pozwolenia, a pozwolenia się nie dostaje (udzielam go sobie sama, mama nic o tym nie wie). Mierzą ubrania, do których planują schudnąć. Jest tam sukienka ze srebrnej i czerwonej lamy. Jest kremowa sukienka z żorżety, tę wielbię. Niestety mama wyrzuciła ją podczas przeprowadzki, i tę, i te z lamy, bardzo wielka szkoda. Bardzo wielka, żal mi też tego ciasnego mieszkania, w którym dzieliłam pokój z siostrami; spałyśmy obok siebie we trzy. Kiedy rozłożyło się łóżka, nie dało się między nimi przejść. Tylko jamnik jakoś się przeciskał, śmiałyśmy się, że jest glistą.

Płyta leci, wstaję z podłogi. Rozważam: ćwiczyć, nie ćwiczyć? Ostatecznie wchodzę na kanapę i skaczę po niej. Samemu źle się skacze, ale to zawsze coś. I tak mija mi callanetics.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz